wtorek, 26 lutego 2013

Jednak ja.-Julie

                                                                            1


  Wstaję z łóżka i patrzę na godzinę ,która wskazuje ,że jest po szóstej.Są wakacje a ja wstaję tak wcześnie ,a potem narzekam ,że jestem śpiąca.Powinnam budzić się o dziesiątej ale nie o szóstej.Wyciągam z szafy niebieską sukienkę i baleriny.Fryzurę robię w kok i nakładam na ciemne blond włosy czarną opaske.Schodzę do garażu i wyciągam mój rower.Wsiadam na niego i jadę gdzie popadnie byle tylko jeździć na rowerze i nie być w domu.Mijam dom Meg,Klary i nagle dzika myśl żeby wjechać do domu Rose.Ciekawe czy jest w domu czy raczej ze swoim bratem na wakacjach nad morzem lub poza krajem na przykład we Francji a co lepsze w Paryżu.Nigdy tam nie byłam a moim marzeniem jest odwiedzić właśnie to miejsce i zobaczyć wierzę Eiffla i wiele innych.W Londynie nie raz widziałam Big Ben i inne zabytki ,które już mnie nudzą.Codziennie widuje tę same sklepy,most,samochody,taksówki.
 Wracając ze sklepu wjeżdżam do Meg , która o godzinie dziewiątej nie śpi.
-Hej.-mówi gdy otwiera drzwi.Wychodzi z domu i wyciąga również swój rower.-Jak tam?
-Nie wiem.A jak ma być?-pytam zdziwiona.Moja przyjaciółka nie odpowiada a ja nie mam zamiaru pytać ją o to ponownie.Jedziemy kilka metrów dalej.Nagle zauważam chłopaka idącego na chodniku.Ma czarne słuchawki na uszach,czarną bluzę, buty z DC shoes.Ciemne blond włosy ułożone lekko na bok.Jego twarz jest lekko zaokrąglona.Chce szturchnąć Meg żeby pokazać jej chłopaka ,ale po chwili znika mi z oczu.Nie ma go.Jakby rozpłynął się w powietrzu.Oglądam się za siebie,nie ma go.Nigdzie.

                                 2 



 Zostały dwa dni do rozpoczęcia roku szkolnego a ja nie mam nawet książek do szkoły ,co gorsza nie wiem jakie kupić.Wszystko zawdzięczam moim rodzicom , którzy planowali wyprowadzkę ,ale jednak okazało się ,że zostajemy na miejscu,w Londynie.
-Mamo!!-krzyczę z pokoju.Drzwi są otwarte więc powinna mnie usłyszeć.Jenak nie odpowiada.-Mamo!!-krzyczę jeszcze raz mając nadzieje na odpowiedź.Schodzę na dół ,do kuchni ,ponieważ mam nadzieję ,że zastane tam mamę.Nie ma jej w kuchni,więc idę do salonu.Tam także jej nie ma.Szukam jej po całym domu.Wyglądam za okno i widzę ,że samochodu nie ma na podjeździe.Pewnie pojechała do sklepu.Właśnie!Pobiegłam po komórkę i zadzwoniłam do mamy. 
-Mamo.-mówię gdy odbiera.-Jesteś w mieście? 
-Tak jestem.Kupić ci coś?
-Kup mi książki do szkoły.-chodzę po wzorku na dywanie i patrze przez okno gdy nagle zauważam tę samą twarz co wczoraj.Wybiegam z domu żeby przyjrzeć mu się z mniejszej odległości.
-Dobrze.-mówi i rozłącza się.
 Czekam kilka minut aż chłopak będzie dalej i zaczynam biec lekkim truchtem żeby móc zobaczyć gdzie idzie.Strój mam w sam raz do biegania więc nie ma obaw ,że będę biegła w normalnych ciuchach na co dzień. 
-Co ty robisz?-mówi Meg gdy podjeżdża do mnie na rowerze.Odskakuję od niej przestraszona.Patrze na nią zdezorientowana.Muszę coś wymyślić ,coś wiarygodnego żeby uwierzyła w to co mówię.
-Ja...-jąkam się.-No biegam jak widzisz.-moja przyjaciółka unosi jedną brew do góry.Pewnie mi nie wierzy.
-Madelin nie umiesz kłamać.-kręci przecząco głową.-Biegniesz za nim żeby zobaczyć gdzie mieszka czy gdzie zmierza?-pyta.
 Spoglądam w oddal szukając go wzrokiem.Nie ma go.Meg mnie zatrzymała a on poszedł dalej.
-Meg muszę iść.-mówię pospiesznie i biegnę dalej.
  Spoglądam na zegarek.Co zrobić żeby go odszukać?Zadaje sobie to pytanie przez cały czas.Nie mogę oderwać myśli od niego.Nie mogę przestać myśleć.
-Kurde ,kurde ,kurde.-szeptam do siebie gdy jem obiad.
-Coś nie tak?-pyta mama grzebiąc w talerzu.Pewnie znów dodała rodzynek dla smaku potrawy a teraz je wyskubuje z sosu , ponieważ ich nie lubi.To po co je dodaje.Niech sobie robi sos bez rodzynek a ,że ja je lubię to mogę sobie sama ich dodać.
-Kupiłaś mi książki?-teraz nowa myśl na temat książek.Patrze na mamę wyczekująco gdy przez  kilka sekund nie odpowiada.Patrzy się w talerz jakby czegoś na nim szukała.-Kupiłaś?-pytam ponownie.
-Nie.-odpowiada powoli.Tak jak myślałam.Nie kupiłam mi ich.Wstaję od stołu,zabieram talerz i wkładam go do zmywarki.
-Dzięki.Sama sobie kupie.
-Ale...-odkłada widelec.
-Mamo nie.Zostały mi dwa dni do rozpoczęcia roku szkolnego.Jest piątek.Sklep jest już zamknięty,jutro zamknięty i w niedziele.W poniedziałek ide do szkoły.Zaraz po rozpoczęciu mam lekcje.I co?Pójdę na lekcje bez książek a jak nauczycielka się mnie zapyta dlaczego to mam jej odpowiedzieć ,że nie mam ponieważ rodzice nie wiedzieli czy się wyprowadzamy?Podjęłaś tę decyzję kilka dni temu.Prosiłam cię żebyś mi kupiła bo byłaś w mieście.I mi ich nie kupiłaś!
-Trzeba było sobie kupić!-krzyczy mama gdy idę po schodach na górę.Ciekawe jak miałam sobie kupić skoro trzy dni temu dowiedziałam się ,że nie wyjeżdżamy.Przez całe dwa ostatnie dni odkąd była podjęta decyzja się wypakowywałam z miliona kartonów.Więc jak miałam kupić książki?  



                                     3 

 Budzik dzwoni.Podnoszę się nagle z łóżka i wyskakuje z niego.Ubieram granatową spódniczkę z białymi kokardkami ,białą bluzkę,czarne koturny i idę do szkoły.Do torby wkładam bluzę,spodnie i trampki na przebranie w szkole.
 Gdy rozpoczęła się pierwsza lekcja usiadłam w przed ostatniej ławce obok ona.Kilka osób zebrało się w grupkach.Rozmawiali się ,śmiali.Skuliłam się w krześle.Meg chodzi do równoległej klasy,a ja byłam sama jak palec.Pewnie przez następne lekcję będę siedzieć sama,nikt nie będzie się do mnie odzywał.Czyli po staremu.Zero kontaktu z ludźmi z mojej klasy.
 Do końca lekcji jest dwadzieścia pięć minut.Nagle ktoś wchodzi do klasy.Podnoszę wzrok znad książki ,którą pożyczyłam od kogoś i przechodzi mnie dreszcz,mam motyle w brzuchu.To on.Przeprasza za spóźnienie i rozgląda się po klasie.Zatrzymuje wzrok na mnie.Patrze na niego , a on na mnie.Odwracam wzrok i wlepiam go w książkę.Udaje ,że czytam.Wsłuchuje się w jego kroki ,które idą w moją stronę.
-Ktoś tu siedzi?-pyta i wskazuję na krzesło.
-Nie.-mówię.Zagryzam szczękę żeby się nie uśmiechnąć.Chłopak siada koło mnie.Patrze na niego ukradkiem i modle się ,żeby nie odwrócił się w moją stronę.
-Jestem Nicholas.
-Madelin.-uśmiecham się do niego.
-Widziałem cię jak jechałaś z koleżanką na rowerze.-zapisuję coś w zeszycie.-Nie masz książek?
-Ja też cię widziałam.Nie ,nie mam.Słuchaj...
-Tak?-przerywa mi na chwilę.
-Jak jechałam na rowerze...chciałam pokazać cię mojej przyjaciółce ,która jechała koło mnie, ale zniknąłeś nagle.Dlaczego? Schowałeś się czy co?Tak nagle nie można zniknąć.-patrzy mi w oczy,a ja w jego.Widzę w nich lekki ból i odwracam wzrok.
-Wszedłem do domu kolegi.-powiedział spokojnie.
-Nie.-zaprzeczyłam.-Dom koło którego przechodziłeś.Tam mieszkają starsi ludzie.To nie był twój kolega.Kłamiesz.
-Nie kłamię.-zacisnął pięść pod ławką.
-Dobrze.-powiedziałam i wstałam gdy zadzwonił dzwonek.
-Poczekaj.-złapał mnie za rękę gdy odchodziłam od szafki.
-Co?-spytałam zdziwiona.Rozejrzał się po korytarzu.
-Chodzi o to ,że...-rozpoznałam po jego twarzy ,że próbuje dobrać słowa ,żeby powiedzieć mi co ma na myśli.-Złap mnie za rękę.
-Po co?-złapał mnie za rękę.Poczułam lekki skurcz w żołądku i ból głowy.Po chwili znaleźliśmy się na powietrzu.Padał śnieg,wokół niczego nie było,pod moimi stopami był śnieg i lód.Spojrzałam na niebo ,które było przykryte chmurami śnieżnymi.Spojrzałam przerażona na Nicka.Zaczęłam się trząść z zimna i zgrzytać zębami.
-Co to?Co my tu robimy?-spytałam.-Co to jest?Alaska?
-Tak.-Założył kaptur i podał mi ręke.-Tutaj możemy pogadać.-On żartował.Też se miejsce znalazł na pogadanki.Alaska?Co to ma być?I niby jak to zrobił?-Idziesz?-otworzyłam szeroko usta w zdziwieniu.
-Że niby tu?-spytałam.-Żartujesz sobie?Powariowałeś.Gdzie jest wyjście?-wytrzeszczył oczy.-Co?
-Jesteśmy na Alasce.Kilkaset mil od Londynu.Rozumiesz?
-Co ty zrobiłeś?!-złapałam go za rękaw.
-Tak myślałem ,że zaaragujesz w ten sposób.-zaśmiał się.
-Zabierz.Mnie.Stąd.-pocierałam dłonie.Złapał mnie za rękę i znów to samo odczucie.Ból głowy i wywrotka w żołądku.Znalazłam się nad morzem.Zapewne było 34 stopnie ,ponieważ poczułam kropelki potu na czole.Zdjęłam bluzę i rzuciłam ją na piasek.
-Teraz lepiej?-spytał.
-Tak.Jak to robisz?-spytałam i usiadłam na bluzie.
-Mogę teleportować się z miejsca na miejsce.Myślę,że chce się znaleźć we Włoszech to przenoszę się tam.
-C co?-położyłam się na piasku.
-Taki się urodziłem.Mam tak od zawsze.Mam kilka set lat.
-Kilka set?Czyli zwiedziłeś cały świat?
-Nie cały.Nie byłem we Francji,Chinach i Norwegi. 
-Czemu?
-Nie wiem.Gdy myślę żeby się tam przenieść nie mogę.Po prostu.Ponoć możemy się tam przenosić tylko gdy poznamy ukochaną osobę. -wzruszył ramionami.
-To jest was więcej?
-Tylko ja.Mój tata i mama byli tacy jak ja ,ale zmarli.Kilkaset lat temu było nas miliony.
-Skąd to się wzięło?
-Nie wiadomo.-powiedział szybko.-Wracajmy do szkoły. 
 
 
  

wtorek, 19 lutego 2013

HEJ !!!!

Przepraszam ,że nic nie piszę na blogu.Troszkę mało jest czasu na to wszystko.Po szkole lekcje i full materiału na następny dzień.Jeszcze lektura na jutro.Postaram się nadrobić zaległości.;) Nadine powinna zacząć pisać swoją historię niedługo.Nie rezygnujcie z wchodzenia!!

                                                                        JULIE

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Część 9

-Jesteśmy na miejscu.-stwierdził Luke i zatrzymał samochód przed wielkim ,nowoczesnym budynkiem.Zapewne był to uniwersytet w którym studiowała moja znienawidzona siostra. Przed wejściem stała tabliczka z napisem " Wesleyan University in Ohio, USA". 
-Chyba żartujesz.-zaśmiałam się i spojrzałam przez okno na ciemny park.-Mamy mieszkać u mojej siostry? 
-A masz inne propozycje na nocleg?-parsknął i wysiadł z samochodu.On chyba żartował.Nie będę spała w jej pokoju.Wyjdę z pokoju i tyle.Przenocuje na kanapie przed drzwiami lub po prostu na podłodze i mam gdzieś to co powiedzą ludzie. Luke otworzył bagażnik i zaczął wyjmować rzeczy. Odwróciłam się do dziewczyn z tyłu,spojrzałam na jedną i drugą. 
-Chcecie tam spać?-spytałam, ale spojrzały po sobie i wzruszyły ramionami.Odwróciłam się i popatrzyłam przez okno. Luke otworzył drzwi od mojej strony. Wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami.
-Coś ci  się nie podoba Aria?-spytał.
-Tak. Coś mi się nie podoba -fuknęłam. 
-Możemy nocować gdzie indziej.-wzruszyłam ramionami. 
-Teraz to,to nie ma znaczenia.-weszłam do pokoju mojej siostry.Okno było otwarte na oścież, dwa duże łóżka piętrowe,jedno normalne,pięć białych komód i trzy szafy w tym samym kolorze.Pokój był pomalowany kolorem turkusowym a na czarnych panelach leżał ciemno fioletowy dywan.Pułki były zawieszone nad biurkiem.W pokoju były dwa duże okna, które rozświetlały pokój. 
-Ładnie?-spytał Luke obejmując mnie w pasie. 
-Bardzo.Gdzie śpimy?-westchnęłam.
-O tam.-wskazał na drzwi.-W naszym pokoju.-uśmiechnął się.
-Dzięki.-wtuliłam się w niego i poszliśmy do pokoju koloru kawy z mlekiem.Podłoga była wyłożona szarym dywanem. Janette i Megan spały z Meredith.A my tutaj. Razem. Sami. -ostatnie słowo powiedział powoli.Pocałowałam go w szyje i zaśmialiśmy się razem.Podeszłam do walizek i otworzyłam jedną z nich po czym wyjęłam piżamę, kosmetyczkę i ręcznik.Poszłam do łazienki i umyłam się.Ogoliłam nogi,wyczesałam włosy i dokładnie umyłam zęby.Wyszłam z łazienki i poprzestawiałam walizki pod okno żeby nie zagradzały miejsca na przejście. 
-Jesteś głodna?-spytał chłopak leżąc na łóżku z rękoma nad głową.Nogi wisiały uderzając o przód łóżka.Dopiero teraz poczułam,że burczy mi w brzuchu i zrobiłam się głodna. 
-Nawet nie wiesz jak.-pokręciłam głową i podeszłam do niego podając rękę.Pociągnął mnie do siebie i położyłam się koło niego.Przejechałam nosem po jego szyi i uśmiechnęłam się do siebie.Zaśmiał się lekko i objął ramieniem. 
-Co robisz?-śmiał się gdy włożyłam mu rękę pod bluzkę.
-Jestem strasznie głodna chodźmy.-wstałam i podeszłam do włącznika światła i zgasiłam lampkę w pokoju.Poszliśmy na dół gdzie czekały na nas Megan i Janette. Wzięłam talerz i spojrzałam na Luke'a.Zaśmiałam się a on dołączył do mnie. 
-Z czego się śmiejesz?-spytał nie przerywając śmiechu. 
-Skąd mam wiedzieć?Uspokójmy się.-stwierdziłam po czym nałożyłam chleb,masło i sałatkę z marchwi oraz sok miętowy.Poszliśmy do reszty i zjedliśmy kolację.Odłożyłam talerzyk do okienka gdzie był napis"tu odkładać naczynia". Podeszłam do drzwi stołówki i spojrzałam na Luke'a.Gdy zobaczyłam ,że uśmiecha się łobuzersko poszłam korytarzem.Zrobiłam kilka kroków i usłyszałam jak drzwi otwierają się i wybiega z nich Luke.Obróciłam się i zobaczyłam ,że mnie goni więc pobiegłam uciekając.Dogonił mnie przed drzwiami,objął od tyłu i uniósł w górę.
-Zostaw Luke!-zaśmiałam się. 
-A co jeśli nie?-zaniósł mnie do pokoju nie puszczając. 
-Puścisz mnie teraz?-spytałam gdy byliśmy na miejscu.Luke opuścił mnie na dywan i poszłam przebrać się w leżącą na krześle piżamę.
 Kiedy wyszłam z łazienki już leżał na łóżku. Podeszłam do niego i zaczęliśmy się całować. Po chwili już leżałam na nim i tuliliśmy się do siebie. Wtedy Luke wplótł swoje ręce w moje włosy i zaczął nimi targać. Potem przesunął je niżej i włożył pod moją piżamę. Masował mnie po plecach a po moim ciele przechodziły lekkie dreszcze ,które powodowały ,że moje ciało powoli się ochładza aż będzie całe zimne,jak wykute z lodu.Nagle Luke wyjął ręce spod koszulki a moje zamknięte oczy otworzyły się gwałtownie i obróciłam głowę w jego stronę a on dotknął mojej ręki jakby chciał sprawdzić czy jeszcze żyje.Otworzył usta żeby wydobyć z siebie słowo ,ale po chwili je zamknął i spojrzał na mnie ze strachem w oczach.Wiedziałam o co chodzi.
-Nic mi nie jest Luke.Po prostu tak już mam gdy za bardzo się stresuje czymkolwiek.Jestem cała zimna ,ale zaraz mi przejdzie.
-Ale ty masz fioletowe ręce i usta.Jakbyś...umierała.-powiedział powoli i puścił moją dłoń. 
-Nic mi nie jest.Naprawdę przejdzie mi.-uspokajałam go,ale wstał i poszedł do łazienki.Wstałam gdy usłyszałam jak puszcza wodę w umywalce.Odwrócił głowę w moją stronę i podszedł.
-Co chcesz zrobić?-staliśmy od siebie niecałe piętnaście centymetrów ,że widziałam jego szarawe punkciki na niebieskich oczach.Patrzyłam mu w oczy i nie zamierzałam przestawać ponieważ  były magnetyzujące w których można było zatopić się i niezliczone godziny przeznaczyć na patrzenie w nie.

niedziela, 6 stycznia 2013

Część 8

Samochód stał na poboczu autostrady.Był ranek,a pogoda była pochmurna i zbierało się na deszcz.Nie słyszałam samochodów jadących na drodze co mnie zdziwiło.Wyszłam z jeepa i poszłam.Zobaczyłam rozbite samochody ,jeden na drugim.Spod klap od silnika leciała para.Podeszłam do jednego z aut i spojrzałam do środka przez szybę od strony kierowcy.Człowiek był cały we krwi,twarz leżała na kierownicy.Żona mężczyzny ledwo co oddychała i jęczała. 
-Wszystko dobrze?-spytałam kobietę ,ale ona jakby wyparowała.Zniknęła ,a na siedzeniu została plama skrzepniętej krwi.Po chwili zdałam sobie sprawę ,że wszyscy nie żyją.Pobiegłam do naszego jeepa.Janette i Megan leżały na tylnich siedzeniach.Na twarzach miały wielkie dziury.Jakby ktoś powyciągał im skórę ostrymi paznokciami.Oczy miały skierowane w górę.Całe ręce były podrapane,wszystko było zakrwawione.Nie wiedziałam czy Luke nie żyje i zaczęłam panikować.Ręce i nogi trzęsły mi się,nie mogłam pozbierać myśli i zaczęłam płakać.Otworzyłam bagażnik i usłyszałam czyjeś wołanie o pomoc spod bagaży.Pomyślałam,że to Luke i zaczęłam wyrzucać wszystko z samochodu.Na podłodze leżał chłopak.Odwrócił głowę w moja stronę i wyciągnął rękę w moją stronę.Weszłam do bagażnika i oparłam jego głowę o moje kolana.
-Co się stało? Jak się tu znalazłeś?-spytałam a z oczu popłynęły mi zły na widok tego jak wygląda. 
-Cornelia przyszła i pozabijała wszystkich.Straciłem przytomność i obudziłem się tu.Krzyczałem o pomoc i ty mnie odnalazłaś.
-Co dalej robimy?Wszyscy nie żyją.Zostaliśmy tylko my.
-Ty zostałaś.-szepnął i odgarnął moje włosy z twarzy.
-Luke,a ty?-oczy chłopaka zaczęły opadać i nagle zamknęły się.Przyłożyłam jemu twa palce do tętnicy ,ale umarł.Zostałam sama jak palec.Bez nikogo,na środku autostrady.Leżałam na podłodze w bagażniku i płakałam za Lukiem ,oraz wszystkimi moimi problemami. 
 Obudziłam się na siedzeniu pasażera obok Luka.Obróciłam się do tyłu i byłam spokojna ,ponieważ dziewczyny siedziały z tyłu.Wszyscy byli cali i zdrowi. 
-Słuchaj miałam sen.-zaczęłam.-Cornelia wszystkich pozabijała.Nawet ciebie.Na autostradzie wszyscy byli trupami leżącymi w samochodach.Janette i Megan miały wydartą skóre na twarzy.Wszystko wyglądało jak z horroru.Na szczęście to był sen,chociaż może być to proroczy sen.Pamiętasz?Opowiadałam ci gdy śniło mi się ,że byłam w lesie i ktoś na mnie napadł.Tak się stało ,tylko to nie byłam ja.To była Taylor.
-Znaleziono ją?Co jej się stało?-spytała Megan. 
-Najgorsze to ,że nie znaleziono ciała.W lesie były ślady krwi.Ciągnęły się kilka metrów aż nagle trop się urwał.Wykopano w tym miejscu dziurę chociaż nic nie znaleziono.Mówili o tym w telewizji gdy byłam w szpitalu i tego samego dnia zadzwoniłam do Alexis bo wiem ,że były przyjaciółkami ,ale nie chciała ze mną o tym rozmawiać.Nic nie słyszeliście?Mówiono o tym przez cały dzień.-wszyscy pokręcili przecząco głowami.-Nieważne.Musimy uważać na siebie i zawsze trzymać się razem.Nie wiadomo kiedy Cornelia może na nas zaatakować.Gdzie jesteśmy?-spojrzałam na zegar w samochodzie.Była godzina dziesiąta.-Od której jedziemy?Luke jechałeś całą noc?
-Jakoś tak wyszło.Piłem red bulla i nie wyczuwam zmęczenia.W bagażniku są zapasy energetyków.Wstąpiłem na stację benzynową i bak jest do pełna zalany.Poza tym nie chciałem was budzić. 
-Ale to szkodzi twojemu zdrowiu!
-Martwisz się o moje zdrowie?-zakpił. 
-Owszem.Nie chcę cię stracić wiesz o tym.   


                                       Julie
 

1,150 k.

Hejka!Do jutra chce dobić do 1,150 wejść.Uda się?Z waszą pomocą na pewno!Wchodźcie na bloga i komentujcie nasze części.Wtedy będziemy wiedziały co wam się podoba a co nie. 

                                                                          Julie ,Ambra ,Nadine 



<<1,150 k.>>